22 stycznia 2016

Rozdział 23



Hubert:


  To były sekundy. Nie zdążyłem jej pomóc.. Może gdybym odwrócił się wcześniej … Gdybym wcześniej jej pomógł z tą nogawką to teraz by nie była w takim stanie… W oddali było słychać dźwięki karetek.. Trzymałem jej głowę na swoich kolanach i tuliłem do siebie. Modliłem się w duchu, aby wyszła z tego. Obiecałem sobie
tylko jedno - jeżeli ona z tego nie wyjdzie to znajdę osobę która podłożyła tą bombę. Znajdę ją i zemszczę się na tej osobie… Zrobię wszystko by poszła siedzieć do pierdla na dożywocie...
W szpitalu opatrzyli mi rany. Po jakimś czasie na sale przywieźli Monikę. Była przytomna. Na jej szyi był kołnierz ortopedyczny, zszyty łuk brwiowy, wiele licznych zadrapań i poparzeń. Była bardzo blada i miała podłączone jakieś kabelki, które monitorowały pracę jej serca. Chwyciłem jej dłoń w swoją i delikatnie gładziłem, aby nie sprawić jej bólu. Widziałem w jej oczach łzy. Chciała coś powiedzieć, ale zawahała się przez moment.
-Będziemy mieli dziecko - nie mogołem uwierzyć w to co słyszę. Chciałbym dowiedzieć się tego w innych okolicznościach. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Który to miesiąc ? I kiedy zostaniemy szczęśliwą rodziną ? - tak bardzo się cieszyłem. Widziałem słaby uśmiech na jej twarzy spowodowany bólem.
-Trzeci. Wiedziałam, że ucieszysz się z tej wiadomości - była coraz słabsza. Urządzenie zaczęło niebezpiecznie piszczeć, a na ekranie pojawiła się ciągła linia.
-Nie rób mi tego…. Monika… Słyszysz!? Nie rób tego nam! - ekran nadal wskazywał ciągłą linię. Lekarze biegali po Sali i kazali mi ją opuścić. Nie mogłem tego zrobić, ale zostałem na siłę wypchnięty z Sali.

  Po jakiś trzydziestu minutach siedzenia na korytarzu i czekania wyszedł lekarz. Podniosłem się z miejsca i czekałem na to co powie. Jedynie tylko pokręcił przecząco głową i powiedział krótkie - przykro mi.
Tobie przykro !? A co ja mam powiedzieć !? Dopiero dowiedziałem się, że będę ojcem i straciłem ukochaną! Właśnie co z dzieckiem…
-Doktorze…- odwrócił się w moją stronę- a… co z dzieckiem?
-Bardzo mi przykro, ale jego również nie udało się uratować.
W tym momencie mój świat się zawalił… Moje pięści biły w ścianę i zaczęły ociekać krwią. Teraz już nie mam nikogo…  Znajdę tą osobę, która jest winna ich śmierci choćbym miał ją spod ziemi wykopać martwą.

2 dni później:

  Siedziałem sam w pustym domu. Naszym domu. Wciąż nie docierały do mnie wydarzenia ostatnich dni. Straciłem je… Dwie najbliższe mi osoby odeszły z tego świata..

  Spojrzałem na zegarek - za parę minut rozpoczyna się pogrzeb. Wszyscy których znaliśmy, rodzina i osoby, który były nam całkiem obce pojawiły się. Każdy mi współczuł. Nie potrzebuje ich litości i współczucia. Potrzebuje żeby ona tu była przy mnie cała, zdrowa z naszym dzieckiem. To jedyne czego chcę, a wiem, że tak już nie będzie - nigdy.
Żegnałem dwie osoby na których mi zależało najbardziej na świecie. Każdy kto był rzucał garstkę ziemi lub jakiś kwiat na trumnę, a jeszcze inni płakali w tym ja. Nie ukrywałem łez mimo, że pół komisariatu właśnie mnie obserwuje i je widzi. Każdy się z nią pożegnał, trumna została przysypana i pozostał już tylko nagrobek z jej zdjęciem, danymi oraz wspomnienia.


  Nie mogę uwierzyć, że nie usłyszę jej głosu już nigdy. Tego jak się śmieje, albo jak z nerwów i złości skubie końcówki włosów. Nie chcę siedzieć sam w tym wielkim domu bez niej. To już nie to samo. Wszystko mi o niej przypomina. Jej nie ma, a ja tu wciąż niestety jestem. Jutro idę do pracy. Muszę jakoś zagłuszyć ból, cierpienie i stratę szukając winnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz