21 grudnia 2015

Rozdział 17




Monika:

-Wiesz dlaczego zostałaś zatrzymana ? - traciłam powoli już cierpliwość do tej dziewczyny. Od czasu jak ją zgarnęliśmy  minęły już dwie godziny. Nadal nic nie powiedziała. Patrzy się z głupim uśmieszkiem na mnie lub po prostu głupkowato śmieje…
-Milczeniem pogarszasz tylko swoją sytuację. Wystarczy, że powiesz mi skąd wzięłaś kokainę, a wyjdziesz stąd - czuje się jakbym rozmawiała ze ścianą. Choć pewnie ona byłaby już bardziej rozmowna niż ta dziewczyna.
-Jeżeli nie chcesz rozmawiać ze mną to będziesz rozmawiać z inspektorem - wstałam od stolika w pokoju przesłuchań i skierowałam w stronę drzwi. Nic nie odpowiedziała na to. Myśli, że jest na tyle cwana, aby nas przechytrzyć. Nie chce po dobroci to trzeba inaczej. Skierowałam się w stronę gabinetu Waberskiego. Nie będzie zadowolony, że przychodzę do niego z taką błahą sprawą. No, ale jeśli mi się nie udało to jemu na pewno się uda wyciągnąć od dziewczyny skąd wzięła towar. Zapukałam do drzwi i odczekałam chwilę.
-Wejść - po drugiej stronie drzwi usłyszałam głos Huberta. Siedział w fotelu i czytał jakieś akta.
-Wiem, że to błaha sprawa dla ciebie i może cie to zirytować, ale może ty sobie poradzisz z tą dziewczyną.
-Z jaką dziewczyną ? - wciąż czytając akta nie spojrzał na mnie. Przysiadłam naprzeciw niego.
-Zatrzymaliśmy ją dziś w parku. Była kompletnie pijana i naćpana. Próbuje wyciągnąć od niej skąd ma towar. Jedyne co dziś od niej usłyszałam to śmiech. Nie odezwała się ani słowem  - Hubert odłożył akta i rozsiadł się wygodniej w fotelu lekko nim kołysząc na boki.
-Co o niej wiemy ? - zdziwiło mnie, że nie wywalił mnie z gabinetu jak większości która przychodzi z takimi sprawami do niego. W ostatnim czasie między nami układało się dobrze. Nasze relacje w stosunku do siebie też były dobre. Mimo, że nie byliśmy ze sobą to miałam parę swoich rzeczy u niego w domu. Jego żona odeszła od niego do innego - młodszego, który na dodatek pracował u nich. O ile wiem był ogrodnikiem. Rozwiedli się po pięciu latach małżeństwa. Podobno nie mogła znieść tego, że Hubert dłużej pracuje niż spędza czas w domu razem z nią. Mimo tych jego pięciu lat małżeństwa nie mieli dzieci. Podobno to ona nie chciała.
  Czasem pomieszkiwałam razem z Hubertem. Pytał mnie już niejednokrotnie czemu nie wprowadzę się do niego na stałe. Jak na razie jakoś o tym nie myślałam choć z drugiej strony może powinnam ? Skoro i tak mam już tam trochę swoich rzeczy to nie było by to takie złe rozwiązanie. Kochaliśmy się, ale byliśmy w wolnym związku. Żadnych przysiąg czy innego podobnego rodzaju ''coś''. Było nam tak dobrze. Hubert wspominał, że chciałby założyć rodzinę ze mną. Chciałby dzieci które rozweseliły by jego dom, i mnie w nim - matkę jego dzieci. Oboje tego chcieliśmy. Nie będę już dłużej czekać. Jeszcze dziś wprowadzę się do niego, moje mieszkanie sprzedamy.
-Luiza Rutkowska. Dziewiętnaście lat. Mieszka z babcią i młodszą o rok siostrą. Rodzice nie żyją dwa lata. Zginęli w wypadku. Znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i o złym czasie. Wracali z ponownej podróży poślubnej. Płyn hamulcowy wyciekł przez co nie mogli wyhamować. Drogą którą jechali odbywał się nielegalny wyścig. Sportowe auta zgniotły cały przód ich samochodu. Auto jeszcze przekoziołkowało przez co przebiło barierkę i stoczyło się do wąwozu dachując. Z samochodu jak i ciał niewiele było do zbierania.
-Jej babcia wie, że ją zatrzymaliśmy ?
-Tak, ale jest słaba i nie ma sił, aby tu przyjść.
-A jej młodsza siostra ? Ile ma lat ? Może ona by mogła ?
-Nie wiem ile. Nie ma jej w naszych kartotekach. Powiedzieć chłopakom aby sprawdzili po peselu w bazie ?
-Tak niech sprawdzą. Jeśli jest dorosła niech się zgłosi. Może ona coś będzie wiedzieć
Gdy już wychodziłam z gabinetu usłyszałam za sobą tylko ciche pytanie kiedy dam mu odpowiedź czy z nim zamieszkam. Uśmiechnęłam się na to pytanie.

-Jeszcze dziś - z uśmiechem opuściłam jego gabinet i ruszyłam do chłopaków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz