13 listopada 2015

Rozdział 7



Julka:

  Wysiadłam z samochodu nauczyciela. Spojrzałam na zegarek . Trzy minuty do dzwonka. Zaczęłam iść w kierunku drzwi.
-Jula! Poczekaj! - usłyszałam za sobą głos przyjaciółki. Stanęłam i poczekałam na nią.
-Wow! - ale mi przywitanie. Tylko tyle mi powiedziała. Posłałam jej pytające spojrzenie nie wiedząc za bardzo o co jej chodzi.
-No nie udawaj już! - widziałam, że przyjaciółka emocjonowała się coraz bardziej.
-O co ci chodzi?
-No jak to o co!? O to, ze pan Igor cie podwiózł do szkoły! Połowa żeńskiej części szkoły to widziała! Każda leci na niego, a on wybrał ciebie! - spojrzałam na nią i uniosłam brwi i zaczęłam się śmiać.
-Co? No chyba nie zaprzeczysz! Widziałam na własne oczy jak wysiadasz z jego auta - przyjaciółka jakby nie miała innego tematu gadała jak nakręcona.
-To nie tak jak myślisz. Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo co - zostawiłam ją w lekkim osłupieniu na środku korytarza i pokierowałam do szafki. Wzięłam to co musiałam i poszłam na lekcje.

  Zajęcia jak zawsze mi minęły szybko. Miałam po lekcjach pogadać z Majką, ale jakoś nie miałam ochoty tłumaczyć jej wszystkiego jak to było. Dałam jeszcze znać babci, że będę pewnie koło tej co wczoraj. Z niechęcią udałam się do Sali 145B. Otworzyłam drzwi. Sala była pusta. Ani śladu po nauczycielu i stosie książek. Dziwne. Zamknęłam drzwi i podeszłam do okna. Otworzyłam je i usiadłam. Zawsze tak robiłam. Już od małego. Rodzice i babcia zawsze za to na mnie krzyczeli i próbowali wbić do głowy, że to niebezpieczne. Tylko, że ja uwielbiałam tak spędzać czas. Siedząc na parapecie przy otwartym oknie i podziwiać widoki, albo rozmyślać. Z mojego zamyślenia wyrwał mnie głos.
-Julka co ty wyrabiasz! - przestraszyłam się przez co usunęłam się lekko, stwarzając to niebezpieczeństwo. Mogłam za chwilę zlecieć z okna. Poczułam dużą i ciepłą dłoń na ramieniu.
-Uważaj! Pomogę ci zejść -chwycił moje ręce i lekko pociągnął. Zeskoczyłam z parapetu. Niestety jestem łamagą i noga powinęła mi się przy upadku przez co znalazłam się w ramionach nauczyciela. Spojrzałam w górę w jego oczy i zaczerwieniłam się. Cholera w ostatnim czasie często czerwienie się przy tym nauczycielu. Co ze mną ? Nogi miałam nie tylko jak z waty, ale tak jakby skleiły się z podłożem.
-Nic ci nie jest? Co ty robiłaś na tym parapecie!? - oho wrócił ten zrzędzący nauczyciel. Wygramoliłam się z jego ramion, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
-Ja tylko siedziałam.. - znów speszona powiedziałam i zaczęłam masować kostkę u nogi.
-Przy otwartym oknie!? Dziewczyno to niebezpieczne ! Gdybyś wyleciała połamałabyś się a ja bym za to odpowiadał! - darł się tak aż w końcu spostrzegł, że masuje kostkę - Co ci jest ? Pokaż tą kostkę.
-Nie nie trzeba. Tylko źle stanęłam.
-Przecież widzę, że cie boli. Idziemy do pielęgniarki- wziął mnie pod ramię i pomógł mi iść. Kostka bolała, ale nie aż tak bardzo. Na marne były moje sprzeciwy by iść do pielęgniarki. W duchu modliłam się, aby jej nie było. Doszliśmy do gabinetu i o dziwo moje modlitwy zostały wysłuchane.
-Cholera.. - mruknął cicho pod nosem, ale i tak usłyszałam - W takim razie jedziemy do szpitala - posłałam mu pełne obaw spojrzenie.
-Naprawdę nie trzeba. W domu przyłożę okład i będzie dobrze.
-O tym powinien lekarz zadecydować - ujął mnie pod ramię i ruszyliśmy w kierunku wyjścia i samochodu którym rano trafiłam do szkoły.
-Nie chcę do szpitala… Proszę… - patrzyłam na nauczyciela, aby zlitował się i odwiózł mnie do domu.
-Jesteś pewna?
-Tak. To tylko stłuczenie. Przejdzie mi.
-Zawsze jesteś taka uparta? - zaśmiał się otwierając mi drzwi i pomagając wsiąść. Zamknął drzwi i sam obszedł auto, aby po chwili wsiąść.
-Nie. Chyba pierwszy raz jestem.
-Dobra to jedziemy - odpalił silnik i ruszył. Nie wiem jak, ale po chwili usnęłam.
  Obudziłam się w obcym miejscu. Moja kostka była zabandażowana, a za oknem ciemno. Rozglądałam się. Wnętrze było urządzone nowocześnie, ale ze stylem. Usłyszałam odgłos schodzenia ze schodów. Sama nie wiem czemu, ale wystraszyłam się. Zauważyłam nauczyciela. Był już inaczej ubrany niż przedtem. Miał teraz na sobie spodnie dresowe i obcisły podkoszulek. Podkreślał on jego umięśnione i opalone ciało. Włosy miał mokre a w ręce trzymał ręcznik. Gdy zobaczył, że obudziłam się uśmiechnął się w moją stronę.
-Gdzie ja jestem ? Ile spałam? - to jedyne co byłam w stanie powiedzieć.
-Jesteś u mnie. Nie podałaś adresu więc nie wiedziałem gdzie mam cie za bardzo odwieść. Budzić też mi się ciebie nie udało. Masz mocny sen.
-Ale.. Jak ja się tu znalazłam.. - byłam zdezorientowana.
-Wniosłem cie. Przy okazji, ze spałaś opatrzyłem kostkę i zdążyłem wziąć prysznic - uśmiechnął się i skierował do kuchni - Chcesz coś do picia?
-Ymm… Sok pomarańczowy. Która godzina?
-Masz - wręczył mi szklankę z sokiem, spojrzał na zegarek - jest 22.30 - momentalnie oprzytomniałam. No to teraz mam przechlapane…
-Nie stresuj się. Jak spałaś wziąłem twój telefon i zadzwoniłem do twojej babci - usiadł obok i wziął pilota do telewizora - Podałem się za ojca jakiejś koleżanki i powiedziałem, że byłaś u niej i zasnęłaś. Sama powiedziała, aby nie budzić cie i tylko przekazać, abyś rano była w szkole - włączył telewizor. Nie wierze. Od tak dzwoni i udaje kogoś kim nie jest tylko po to.. No właśnie po co!?
-Ale po co.. - spojrzał z tym swoim uśmiechem wyrażającym łobuza - A po co miałem się tłuc po ciemku samochodem z tobą? Zaniósł bym cie śpiącą do twojego domu to jeszcze by twoja babcia pomyślała sobie nie wiadomo co - i wrócił do oglądania. Miał racje. Narobił by problemów nie tylko sobie, ale i mi. A w ostatnim czasie miałam ich już sporo.
-No dobrze… Ale gdzie będę spać? - patrzyłam na niego. Dopiero teraz na lewym ramieniu zauważyłam, że miał tatuaż. Nie wiem co oznaczał, ale zaciekawił mnie.

Nie przerywając oglądać telewizji powiedział tylko - W moim łóżku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz